Właściwie można by go pokazać na podobnej zasadzie co „Świętego” czy „Barona”: wielkie kino widowiskowe i przygodowe, w którym sprawy seksu i tężyzny fizycznej przesłaniają drażniące motywy polityczne. Filmy bondowskie są szkodliwe nie tylko dlatego — powiedzmy sobie to otwarcie — że posiadają te czy inne akcenty antykomunistyczne, ale dlatego, że wszystkie sprawy polityczne są przyrządzane w sposób nadzwyczaj pomysłowy (to rzeczywiście świetne kino!) i ta właśnie oprawa przyciąga widza i każe mu wchłaniać, niemal niezauważalnie, wszelkie złośliwości pod adresem obozu socjalistycznego. Gdyby „bondy” były zwykłymi Żelaznymi kurtynami czy Konspiratorami, można byłoby im wiele darować i przyjąć jako niezamierzone komedie; większej dziś reakcji jak niecierpliwego wzruszenia ramion u widza nie wywołałyby.